Gdy pacjent przestał zażywać substancję psychoaktywną i jest gotowy
sprawdzić dlaczego sięgnął po alkohol czy narkotyki, rozpoczyna się szczególny
etap terapii. Pytanie dlaczego, jest cały czas obecne i często z ust pacjenta pada
już podczas pierwszej wizyty. Uważam, że to bardzo ważne pytanie, ponieważ zrozumienie
dlaczego alkohol/narkotyki stały się nieodzownym elementem życia, może być
kluczem do zachowania efektów terapii i osiągnięć pacjenta.
Bardzo często pacjent odkrywa, że powodem sięgnięcia po używkę były
problemy w relacjach z bliskimi. Ktoś pił, bo partner lub partnerka znaleźli
kogoś nowego, albo czuje się opuszczony w związku, nie spełnia się w rolach
współmałżonka czy rodzica. Często jednak pacjent odkrywa, że na obecne życie
wpływ ma więź z rodzicem lub rodzicami. Nie zawsze na jakość tej więzi wpływa
picie, któregoś z rodziców. Może ona zależeć również od tego co rodzic robi lub
nie robi. Rodzic zbyt wymagający, wiecznie niezadowolony z osiągnięć dziecka,
nie umiejący pochwalić, również może być powodem sięgnięcia po tę lub inna
używkę. Nadopiekuńczy rodzic, tak wiele poświęcający dla dziecka, może być
takim samym źródłem późniejszych problemów, jak ten niezwracający na dziecko
uwagi. Z perspektywy gabinetu można nabrać przekonania, że każda rodzina jest
dysfunkcyjna i cokolwiek by nie robili rodzice, to i tak narażają dziecko na
konieczność podjęcia terapii w przyszłości.
Z czasem pojawiło się we mnie przekonanie, że rodzice to są „ci winni”.
Dopiero później przyszła refleksja, że podobnie jak pacjent oni również mieli
swój bagaż doświadczeń i to, co robili i jak robili, nie oznacza ich winy czy
złej woli. Oni również mieli swoje problemy, swoje przeżycia, które na nich
wpłynęły. Zdałem sobie sprawę, że zrozumienie ich jest również istotne, tak jak
zrozumienie pacjenta.
Mam reflekcje na zasadzie: "Co było pierwsze? Jajko, czy kura?". Ciągniemy, prawdopodobnie w linii drzewa genealogicznego, schematy zaczerpnięte od praprapra dziadków... Rodzice wychowywali tak, jak ich wychowywano, a ich rodzice tak, jak wychowywano jeszcze wcześniej... Tym samym my, będąc tu i teraz, prawdopodobnie powielimy schemat... No, chyba, że trafimy na Borowikową. Wtedy jest nikła szansa,że i pradziadek się w grobie uśmiechnie.
OdpowiedzUsuń