Okres letni, to jednak trudny czas dla terapeuty. Bynajmniej
nie dlatego, że w gabinecie brak klimatyzacji, gorąc przeszkadza w skupieniu,
ale dlatego, że często terapeuta jest sam. A terapeuta to istota, którą napędza
kontakt z drugim człowiekiem. Gdy jest pozostawiony sobie samemu, to zwyczajnie
marnieje. Pacjenci mają urlopy, wyjeżdżają, a grafik zaczyna świecić lukami.
Kolejni pacjenci mają inne plany, a terapeuta coraz częściej spędza czas w
opustoszałym gabinecie. Urlopy to rzecz normalna, ale te godziny przerw powodować
mogą niepokój. Taki opuszczony terapeuta może popadać w rozpacz spowodowaną
brakiem pacjenta. Racjonalizacje i tłumaczenia,
to mizerne obrony, jedynie łagodzące wzbierające obawy. Taki brak kontaktu
terapeutycznego, to prawdziwa udręka.
Terapeuta często myśli o swoich pacjentach, ale
latem myśli jeszcze cześciej. Co oni robią „tam i teraz”. Czy pędząc od jednej atrakcji do drugiej lub
bezczynnie smażąc się w słońcu, stosują zalecenia, czy pokusom mówią stanowcze
nie oraz czy przez ten czas nie zapomną o mnie, czy do mnie wrócą? Prawdziwy
test na istniejący związek miedzy terapeutą a pacjentem. Czy jest odpowiednio
silny, czy popełniłem jakiś błąd, czy można było jeszcze bardziej, jeszcze
lepiej? Co będzie, gdy pacjent zazna tej urlopowej swobody, dwa tygodnie, albo
o zgrozo więcej!, obędzie się bez sesji, bez terapeuty i nic się nie stanie. W
takiej sytuacji jeszcze pacjentowi przyjdzie do głowy myśl, że terapeuta już mu
zbędny, już sobie poradzi.
W tej bezsilności uwięziony terapeuta pociesza się,
że przecież pacjent też człowiek i rozum ma. Dostrzega korzyści z terapii,
wprowadza zmiany i przecież nie porzuci tego w przypływie impulsu, że praca
wielomiesięczna nie rozsypie się, jak zamek na plaży.
Chaos potęguje jeszcze piątek. Piątek wodzący na
pokuszenie, kiedy pacjenci odwołują zaplanowane sesje, bo w końcu wyszło słońce
i w ich sercu budzi się zew działki i leżaka, jakże przyjemniejszy niż zew
kozetki. A terapeuta zostaje sam w pustym gabinecie. Rozumie pacjenta i
tłumaczy ważność terapii, ale ile można powiedzieć przez telefon, gdy pacjent
już mentalnie jest na hamaku.
To czas kiedy terapeuta uruchamia minimalizacje,
mechanizm iluzji i pocieszenia, a także kompulsywnie wypija kawę lub inną
yerbę, wizualizuje asany, przegląda ofertę kin, albo układa listę zaległych
książek i artykułów, które teraz nadrobi. To być może czas, o którym zaczyna
myśleć, jak spędzić go z bliskimi. Ale to marność w obliczu tej podskórnej
obawy, że jednak pacjent może o nim zapomnieć i po wakacyjnych wojażach nie
wrócić. I w tej chwili widać jak na dłoni, że bez pacjentów poczucie terapeutyczności
spada, lęki wzbierają i niepewność się wkrada.
Dlatego też drogi pacjencie, nie zapominaj o swoim
terapeucie, bo podczas, gdy ty zażywasz uroków życia, on siedzi w fotelu,
tęskno wypatrując twojego powrotu, przepełniony lękiem czy jeszcze zadzwonisz.
"To czas kiedy terapeuta uruchamia minimalizacje, mechanizm iluzji i pocieszenia, a także kompulsywnie wypija kawę lub inną yerbę, wizualizuje asany, przegląda ofertę kin, albo układa listę zaległych książek i artykułów, które teraz nadrobi." - MISZCZU. Tym razem płaczę ze śmiechu. Mieć dystans do siebie i swojej pracy - to jedno. Przekazać to w sposób humorystyczny - drugie. A ta humoreska, akurat, wpasowuje się w mój klimat. Tym samym pragnę uspokoić autora: klienci kochają swoich terapeutów bardziej nawet niż frytki kręcone na patyku w Ustce i Hyperion w Energylangii. Wrócą. Chyba, że umrą, ale jest szansa, że nie wszyscy na raz, także spoko. P.S. Nie myślałam, że terapeuci myślą o swoich pacjentach w wakacje, nawet jeśli jeżdżą akurat motocyklami na Białorusi, ale to dobrze. To znaczy, że nie są tylko terapeutami, ale też ludźmi. :)
OdpowiedzUsuń