Przy poniedziałkowej porannej
kawie budzą się moje pierwsze myśli terapeuty. Skupiają się one zawsze najpierw
wokół tych, którzy mieli przyjść pierwszy raz na Borowikową, ale jednak nie
znaleźli w sobie dość siły, by podjąć próbę rozstania się z alkoholem czy
narkotykami. Już w swojej jednak krótkiej karierze terapeuty, zrozumiałem, że
piątek poprzedzający sesje, nie pomaga szukającym pomocy w wytrwaniu podjętej w
tygodniu decyzji.
Niektórzy z nich przełamuję wstyd
i dzwonią ponownie w poniedziałek lub wtorek. Cieszę się, gdy słyszę ponownie
ich głos. Przyjmuję ich wytłumaczenia, domyślając się, że nie muszą być prawdą,
ale są im jednak potrzebne. Martwię się trochę
o tych, których wstyd jest za duży i których strach przed rozstaniem ze
swoim „przyjacielem” utrudnia podjęcie leczenia. Mówię „przyjaciel”, ponieważ
zdaję sobie sprawę, że jest pomocny w łagodzeniu bólu, w zapominaniu, w
stawaniu się towarzyskim, w godzeniu się ze sobą, w walce z demonem z
przeszłości, z tym co uświadomione i z tym, co czeka na odkrycie.
Z kolejnymi łykami kawy myśli
zaczynają jednak skupiać się na tych, którzy byli i przyjadą ponownie. Na tym,
jakie historie mogą się kryć, pod tym, co już opowiedzieli i na jaką podróż
wyruszymy siedząc obok siebie w pomarańczowym gabinecie. Moment pierwszego
kontaktu z pacjentem zapada szczególnie mi w pamięci, wzmacniany
odpowiedzialnością, jaką odczuwam wobec tego, który przychodzi.
Gdy kawy coraz mniej, moja myśl
koncentruje się na tych, z którymi pracuję dłużej, którzy mieli okazję odsłonić
więcej i więcej zobaczyć. Wraz z metamorfozą pacjenta rośnie we mnie
terapeutyczna nadzieja, że droga, którą idziemy wiedzie do celu i być może
wkrótce pacjent stwierdzi, że jest
gotowy by iść nią sam.
Z tych pierwszych porannych
myśli, wybija mnie telefon. Ktoś podjął decyzję.
"Z tych pierwszych porannych myśli, wybija mnie telefon. Ktoś podjął decyzję." - i mam "ciary" na rękach... A cały post daje mi obraz 100% człowieka w człowieku, który jednak nie traktuje swojej pracy taśmowo... Dla którego człowiek to nie wazon z cepelii. Dla którego każdy z tych ludzi, to jednostka, która czuje i oddycha... Która chce żyć, tylko gdzieś po drodze się wysypała. I która kiedyś, jak już uzyska pomoc, odwdzięczy się temu swojemu Drogowskazowi, choćby uśmiechem i zwykłym, ludzkim "dziękuję". I może taka jednostka napisze jeszcze w życiu, dzięki pomocy swojemu uzależnionemu od kawy, terapeuty, nowy, zdrowy rozdział (czego życzę, aktualnie, sobie).
OdpowiedzUsuń