wtorek, 18 kwietnia 2017

TYDZIEŃ TRZEŹWOŚCI

Poprzedni tydzień był w pewien sposób jest wyjątkowy. Można by powiedzieć, że to Wielki Tydzień Trzeźwości. Tak się złożyło, że tydzień zaczynał się Ogólnopolskim Dniem Trzeźwości, który przypadł na 10 kwietnia, a który obchodzony jest w poniedziałek poprzedzający Wielkanoc, zaś 15 kwietnia 2017 r., czyli w piątek, był Światowy Dzień Trzeźwości. Dodatkowo sam post i okres świąteczny sprzyjają podejmowaniu prób abstynencji. Oprócz tego mamy jeszcze w Polsce Dzień bez Alkoholu, wprowadzony uchwałą Sejmu w 2006 roku, a obchodzony nie bez przyczyny 1 czerwca w Dzień Dziecka, a w Kościele katolickim dwa okresy szczególne: Tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu, który przypada pod koniec karnawału oraz wprowadzony już w 1984 r. sierpień miesiąc trzeźwości.
Z jednej strony, jako terapeuta cieszę się, że problem uzależnienia od alkoholu jest dostrzegany i w Polsce i na świecie, z drugiej zastanawiam się nad sensem takich wydarzeń oraz ich skutecznością. Według danych prezentowanych przez PARPA w 2015 r. spożycie czystego alkoholu na głowę wyniosło 9,41 l, a WHO w prognozach dla Polski przewiduje, że w 2025 roku będzie to ponad 12 l. Można dyskutować nad wartościami prognoz, ale bezspornym jest fakt, że tendencja używania alkoholu w Polsce jest rosnąca. W 1989 r. spożycie nie przekraczało bowiem 7 l na osobę.
Z jednej strony każdy dzień abstynencji jest cenny i korzystny dla zdrowia, każdy dzień, który skłoni do autorefleksji jest wartościowy i może coś zmieniający, ale mam też takie myślenie, jak paradoksalnie niebezpieczne mogą być takie okresy niepicia. Wytrzymanie dnia, czy miesiąca lub innego okresu, motywowanego w taki czy inny sposób, może posłużyć osobie uzależnionej do udowodnienia sobie i otoczeniu, że problemu nie ma. Powstrzymanie się od spożywania przez dłuższy czas może oddalić osobę od podjęcia terapii i rzeczywistego poradzenia sobie z problemem. Może też zachwiać przekonaniem rodziny czy bliskich takiej osoby, co do celowości podjęcia leczenia, a to może wydłużyć proces poszukania realnej pomocy. W konsekwencji dobrostan osiągnięty w jednym miesiącu, może stać się przyczyną dalszych nieszczęść takiej osoby.
Zapewne przez pryzmat skrzywienia zawodowego patrzę na alkohol, jako przyczynę nieszczęść osobistych i rodzinnych dramatów. Biorąc pod uwagę statystyki, można przyjąć, że każdy w Polsce zna osobę, która jest uzależniona od alkoholu. Mówiąc dobitniej, w każdej rodzinie, jeśli spojrzymy na nią szerzej, jest problem alkoholowy. Po pierwsze, co oczywiste, są to osoby uzależnione. Jednakże nie można również zapominać o tych, którzy tym uzależnieniem są dotknięci, chociaż sami mogą alkoholu nie używać wcale. Mam na myśli oczywiście partnerki i partnerów, dzieci, i rodziców takich osób. Statystyki często przybierają konkretne wyrazy twarzy, kiedy przy okazji zajęć profilaktycznych w szkołach, mam okazję rozmawiać z dzieciakami o społecznych konsekwencjach nadużywania alkoholu. U jednych jest to jakiś wujek, jakaś ciocia, u innych, co czasem widać na twarzy, jest to rodzic.
Po okresach abstynencji, postów i postanowień następuje czas nadrobienia ilości spożywanego alkoholu, szczególnie niebezpieczny, bo przecież przed chwilą uzależniony udowodnił, że uzależniony nie jest. Zakończenie takich okresów widoczne jest w poradniach i ośrodkach uzależnień poprzez zwiększenie liczby osób szukających pomocy.

 Zapewne dla niektórych poprzedni tydzień był okresem faktycznej zmiany i rozpoczęcia zdrowienia. Niestety dla wielu innych, jedynie zaklinaniem rzeczywistości. 

1 komentarz: