Z jednej strony, jako terapeuta cieszę się, że
problem uzależnienia od alkoholu jest dostrzegany i w Polsce i na świecie, z
drugiej zastanawiam się nad sensem takich wydarzeń oraz ich skutecznością. Według
danych prezentowanych przez PARPA w 2015 r. spożycie czystego alkoholu na głowę
wyniosło 9,41 l ,
a WHO w prognozach dla Polski przewiduje, że w 2025 roku będzie to ponad 12 l . Można dyskutować nad
wartościami prognoz, ale bezspornym jest fakt, że tendencja używania alkoholu w
Polsce jest rosnąca. W 1989 r. spożycie nie przekraczało bowiem 7 l na osobę.
Z jednej strony każdy dzień abstynencji jest cenny
i korzystny dla zdrowia, każdy dzień, który skłoni do autorefleksji jest
wartościowy i może coś zmieniający, ale mam też takie myślenie, jak paradoksalnie
niebezpieczne mogą być takie okresy niepicia. Wytrzymanie dnia, czy miesiąca
lub innego okresu, motywowanego w taki czy inny sposób, może posłużyć osobie
uzależnionej do udowodnienia sobie i otoczeniu, że problemu nie ma.
Powstrzymanie się od spożywania przez dłuższy czas może oddalić osobę od
podjęcia terapii i rzeczywistego poradzenia sobie z problemem. Może też
zachwiać przekonaniem rodziny czy bliskich takiej osoby, co do celowości
podjęcia leczenia, a to może wydłużyć proces poszukania realnej pomocy. W
konsekwencji dobrostan osiągnięty w jednym miesiącu, może stać się przyczyną
dalszych nieszczęść takiej osoby.
Po okresach abstynencji, postów i postanowień następuje
czas nadrobienia ilości spożywanego alkoholu, szczególnie niebezpieczny, bo
przecież przed chwilą uzależniony udowodnił, że uzależniony nie jest. Zakończenie
takich okresów widoczne jest w poradniach i ośrodkach uzależnień poprzez
zwiększenie liczby osób szukających pomocy.
Zapewne dla
niektórych poprzedni tydzień był okresem faktycznej zmiany i rozpoczęcia
zdrowienia. Niestety dla wielu innych, jedynie zaklinaniem rzeczywistości.
To nudne. Skomentuję w szpitalu :D
OdpowiedzUsuń