Gdy w końcu nastała spóźniona wiosna, rodzą się w głowie
pomysły na spędzenie czasu wolnego. Możliwość wyjazdów, obcowanie z naturą,
większa aktywność fizyczna, to wszystko w majowym słońcu staje się bardziej
atrakcyjne. Niestety pracuję tak, że połowę soboty poświęcam pacjentom, więc
weekendowe wojaże siłą rzeczy są ograniczone. Ponieważ czasu mam mniej, to z
większą starannością dbam o to, aby dla własnego odpoczynku wykorzystać go
bardziej. I wcale nie chodzi o intensywność przeżyć, ale o zastanawianie się
czego potrzebuję i czego w danej chwili chcę. Posłuchanie ulubionej audycji w
radio, czy poczytanie książki lub spacer z bliską osobą w pobliskim parku, mogą
być tak samo relaksujące, jak dalsza wyprawa nad morze lub jezioro.
Niemniej zacząłem się zastanawiać, jak bardzo terapeuci
skłonni są słuchać siebie. Jak radzą sobie z dbaniem o samych siebie? Często w
trakcie terapii, pojawia się kwestia radzenia sobie ze stresem, odpowiedniego
dbania o siebie, co przejawia się również w tym, jak pacjent odpoczywa od
pracy, od trosk. Terapeuta uznaje, że ważne jest to dla pacjenta, a często
zapomina, że ważne, to jest także dla niego. Powodów jest zapewne kilka. Raz
będą to powody altruistyczne, raz merkantylistyczne. A czasem i jedne i drugie jednocześnie.
Wielu z nas poświęca swój czas wolny, który miał w ciągu
dnia być poświecony na posiłek, regenerację, kawę, aby przyjąć jeszcze jednego
pacjenta. Wielu z nas umawia się z pacjentem w godzinach wczesnoporannych lub wieczornych,
chociaż oznacza to ponad 10 godzin pracy, ale pacjentowi nie pasuje przecież inni
termin. Najtrudniej mają ci terapeuci, którzy pracują na własny rachunek, dla
których każdy kolejny pacjent, oznacza źródło utrzymania. W takiej sytuacji
trudniej odmówić i zadbać o siebie.
Część terapeutów z takich powodów lub z obawy o pacjenta, z
obawy, że po dwóch tygodniach nie będą mieli do kogo wrócić, preferuje krótsze
urlopy. Jeśli się tak dzieje, jest to sprzeczne z tym, co powinien wynieść
pacjent z terapii. Przecież powinna ona mu służyć do tego, aby ostatecznie
umieć sobie radzić w życiu bez terapeuty. Być może jednak to bardziej obawa o
siebie.
Urlopy, święta, dni wolne są naturalne i zdarzać się będą
poza terapią. Co więcej pacjenci raczej korzystają ze swoich urlopów w pełni. Plany
urlopowe pacjentów i terapeutów nakładają się, przeplatają lub następują po
sobie, co oznacza, mniejszą intensywność procesu. Niebezpiecznie jest dla
pacjenta i terapeuty, branie przez tego ostatniego, odpowiedzialności za terapię
i rezygnacja z własnego prawa do odpoczynku. Dla terapeuty, który na co dzień
spotyka się z różnymi historiami ludzi, często trudnymi, odpoczynek jest nie
tylko prawem, ale i obowiązkiem wobec siebie i pacjenta. Z przemęczonego
terapeuty nie ma bowiem pożytku ani pomocy.
Terapeuta to taki zawód, który w pewien sposób wykracza
poza godziny sesji. Oczywiście, że nie chodzi o to, że terapeuta ma być wzorem, ale ta osoba w gabinecie i ta osoba poza nim, powinny jak najbardziej być ze sobą
spójne. Skoro jest się tą osobą, która
„wie, jak żyć”, to dlaczego tak trudno zastosować zasady, o których mówi się
pacjentowi do siebie? Żeby móc zadbać o innych, trzeba najpierw umieć zadbać
sobie. Przecież chodzi o nie byle co, ale o jakość życia właśnie.
Mój terapeuta, z którego leczę się aktualnie u Pana, mówił zawsze,że jak samolotem leci matka z dziećmi, a zepsuje się coś w samolocie, to najpierw podaje się tlen matce. Do dalszej refleksji.
OdpowiedzUsuń