poniedziałek, 1 maja 2017

PROSTE SŁOWA

Mój szef zawsze po sesji z nowym pacjentem pyta mnie o jakość relacji, czy udało się zadzierzgnąć nic terapeutycznego porozumienia. Gdy jestem pytany o relacyjność pierwszego kontaktu, czuję się nieco zakłopotany, ponieważ w jakiejś mierze traktuję kontakt z pacjentem, jako nasze wspólne przeżycie, intymne doświadczenie. Pomimo tego, że wiem, że nie jest to pytanie inwazyjne, ciekawskie, a wynikające z profesjonalnych pobudek, to jednak jakoś chcę je chronić. Pacjent obdarzył mnie przecież zaufaniem, które często przejawia się w słowach „jeszcze nikomu o tym nie mówiłem”.
Moi mentorzy w brokowskiej szkole również zwracali na to uwagę, aby dbać o ten aspekt terapii. Wydaje się, że nie bez powodu, na samym początku zajęć zachęcano nas do sięgnięcia po pozycję Wandy Sztander „Rozmowy, które pomagają”. Podkreślanie znaczenia podążania za klientem, zwracanie uwagi na empatyczność i otwartość, koncentracja na „tu i teraz”, mają sprzyjać nawiązaniu relacji terapeutycznej.
Niedawna towarzyska rozmowa z moim znajomym, który jest kuratorem, zeszła na temat naszej pracy. Kuratorzy, z którymi się spotykam, to najczęściej osoby z opowieści pacjentów, którzy przychodzą do ich domów. Zawsze zastanawia mnie, jak kuratorzy traktuję swoją pracę. Na ile są w niej urzędnikami, a na ile ludźmi. Pacjenci przejawiają różny stosunek do kuratorów, od niechęci, po przywiązanie i wdzięczność.
Miałem okazję usłyszeć opowieść drugiej strony. Kolega opowiedział o swoich doświadczeniach. Jedno był szczególnie ważne. Jego podopieczny, który był osobą uzależnioną od bardzo dawna, bez pracy i w zasadzie na granicy bezdomności, miał w sobie zasoby, aby dokonać zmiany w swoim życiu. Od kilku lat jest trzeźwy, ma pracę i układa sobie życie. Co jakiś czas dzwoni do mojego kolegi, chociaż już nie muszą pozostawać w relacji, aby opowiedzieć co u niego. Widocznie podtrzymanie kontaktu jest ważne dla tej osoby. To, co w tej historii jest najbardziej fascynujące, to interwencja mojego znajomego. Zadziwia go ona do dziś. Gdy usiadł naprzeciwko podopiecznego powiedział do niego, że widzi, że on da sobie radę i że całkiem do rzeczy z niego facet. Podopieczny lekko niedowierzając z nadzieją w głosie zapytał: „Czy Pan naprawdę uważa, że dam radę?”. Te z pozoru proste słowa, okazujące wsparcie i wiarę w drugiego człowieka, stanowiły początek jego zmiany. Dostał niby nic, a jednak tak dużo.
Rozmowa ta utwierdziła mnie w przekonaniu, że na początku najważniejsze jest wsparcie i zrozumienie. Zanim pojawi się miejsce na pracę terapeutyczną, najpierw jest spotkanie człowieka z człowiekiem.

1 komentarz:

  1. "Rozmowy, które pomagają", to rozmowy, które są szczere i prawdziwe, nawet na najtrudniejsze tematy. Tak uważam. Nie ma co nawet książki na ten temat pisać. To proste przecież.

    OdpowiedzUsuń